Kowalczyk staje w obronie Jana Pawła II. piątek, 10 marca 2023 11:28 / Autor: Radosław Mizera. - Prawda jest mocniejsza. Dla wielu osób papież-Polak będzie świecił jeszcze mocniejszym światłem, taka towarzyszmy mi nadzieja – przekonuje ks. Dariusz Kowalczyk, Przewodniczący Zarządu Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.
Z takim wnioskiem wystąpił do ministra finansów. Przypomniał, że od 1 maja Polacy mogą się zatrudniać w Holandii bez potrzeby uzyskiwania zezwolenia na pracę. Tymczasem polsko-holenderska umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania zniechęca ich do podejmowania pracy w tym kraju. Przewiduje ona tzw. metodę proporcjonalnego odliczenia, zgodnie z którą zatrudnieni w Holandii muszą się rozliczać z PIT w Polsce, a dopiero potem potrącać podatek odprowadzony za granicą. Zdaniem rzecznika jest to metoda niesprawiedliwa, gdyż różnicuje obywateli w zależności do tego, gdzie pracują. Jako przykład dr Kochanowski podał Wielką Brytanię, z którą umowa została zmieniona odpoczątku2007 r. Zarobki uzyskane na Wyspach są opodatkowane tylko tam. Z takiej samej metody - wyłączenia - powinni korzystać ci nasi rodacy, którzy znaleźli zatrudnienie w Holandii - pisze rzecznik w wystąpieniu do MF. Przypomina również, że resort finansów już w listopadzie 2006 r. deklarował zmianę polsko-holenderskiej umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Ówczesny wiceminister Jarosław Neneman zapewniał, że prace zostały rozpoczęte. Niestety do dziś nic się w tej kwestii nie zmieniło. - Otrzymałem wiele dowodów zdecydowanego sprzeciwu wobec takiej sytuacji od pracujących w Holandii rodaków, którzy nie chcą już dłużej czekać, aż rząd przyśpieszy negocjacje. Przepisy zmuszające ich do rozliczania zagranicznych zarobków w Polsce są nieuzasadnione i niezgodne z konstytucją - twierdzi rzecznik. Prosi też MF o odpowiedź, kiedy można się spodziewać podpisania protokołów zmieniających metodę unikania podwójnego opodatkowania niekorzystną dla pracujących w Holandii Polaków. Pisaliśmy o tym: "Pracujący w Holandii muszą dopłacać podatek w Polsce" "Prawo co dnia" 10 marca 2007 r.
Ukraina wciąż skorumpowana? Wiceprzewodnicząca KE staje w jej obronie. publikacja. 2023-11-27 21:38. Przekażę w Brukseli i państwom Unii Europejskiej, że Ukraina robi wszystko dla
Mieszkający w Chicago Polacy po raz kolejny stanęli w obronie kościoła pod wezwaniem św. Wojciecha. Świątynia zbudowana na początku XX w. ze składek polskich emigrantów w dzielnicy Pilsen, jest jedną z wielu świątyń, które miejscowa archidiecezja zamierza zamknąć w ramach restrukturyzacji sieci parafialnej. Jest to również jeden z najstarszych polonijnych kościołów w Stanach Zjednoczonych. Kilka lat temu amerykańscy hierarchowie rozpoczęli akcję „restrukturyzacji” polegającą na łączeniu parafii. Stało się ono konieczne w związku ze zjawiskiem przemieszczania się ludności (wielu wiernych przeniosło się na przedmieścia) i brakiem wystarczającej liczby kapłanów. Wesprzyj nas już teraz! W roku 2016 zapadła decyzję o sprzedaży świątyni. Kwota uzyskana ze sprzedaży kościoła miała zostać przeznaczona na spłatę długów parafii oraz na wsparcie sąsiedniej parafii św. Pawła, która miała przejąć parafian z kościoła św. Wojciecha. Na takie rozwiązanie nie wyrazili zgody mieszkający w USA Polacy, którzy zapowiedzieli, że wykupią świątynię, wyremontują ją i stworzą w niej dom pielgrzyma. Nie będzie to jednak proste zadanie. Wierni potrzebują bowiem co najmniej miliona dolarów na sam wykup świątyni. Co najmniej drugie tyle będzie kosztował jej remont. Obecnie trwa zbiórka deklaracji wpłat. Organizator akcji Krzysztof Wąż mówił w rozmowie z Polskim Radiem, że kościół został wybudowany ponad 100 lat temu ze składek Polonii i przez te wszystkie lata był dla mieszkających w USA Polaków ostoją tradycji i normalności. To dzięki niemu nasi rodacy zachowali swoją tożsamość i wiarę. Właśnie dlatego nie można dopuścić do jego sprzedaży „pierwszemu lepszemu” zainteresowanemu, który w każdej chwili może uznać, że świątynię należy zburzyć i w jej miejscu postawić kolejny „świecki budynek”. Źródło: TK
The latest Tweets from MARIUSZ PIEJEK (@MARIUSZPIEJEK): "Bardzo Proszę o pomoc w mojej miejscowości stoi piękny pałac szukamy inwestora można w nim utworzyć dom spokojnej starości, Szkoda aby popadał w ruinę"
Atakowali dziewczynę w metrze. Co zrobił Polak? Data utworzenia: 16 lutego 2016, 9:35. Stacja metra w centrum Sztokholmu, środek dnia. Jakiś mężczyzna zaczepia przechodzącą kobietę. Popycha ją, szarpie, obrzuca wyzwiskami. Wokół mnóstwo przechodniów. Przyglądają się scenie, czasami wtrącą słówko. Ale prędzej czy później każdy z nich odchodzi w swoją stronę, zostawiając dziewczynę samą sobie. Do czasu, gdy w pobliżu zjawił się Polak. Bez zastanowienia interweniował, stając w obronie atakowanej Polak jako jedyny stanął w obronie atakowanej dziewczyny Foto: You Tube Dziennikarze ze szwedzkiej telewizji NormelTV postanowili przeprowadzić eksperyment społeczny. Jeden z nich na zatłoczonej stacji metra w centrum Sztokholmu atakował dziewczynę – obrażał ją, krzyczał, popychał szturchał, po tym jak ta przez przypadek wpadła na niego na schodach. Dziennikarze chcieli zobaczyć, czy ktokolwiek zareaguje, stanie w obronie kobiety. W pobliżu kłócącej się pary co chwilę ktoś przechodził. Niektórzy ludzie czasami nawet reagowali, próbując uspokoić nieco napastnika, jednak odchodzili po chwili, gdy widzieli, że nie przynosi to rezultatu. Sytuacja zmieniła się, gdy w okolicy pojawił się mężczyzna z Polski. Bez wahania podbiegł do agresora, pytając go, co wyprawia. Kazał przeprosić nękaną kobietę. Gdyby nie wytłumaczono mu, że to tylko eksperyment, mogłoby nawet dojść do rękoczynów. Wideo opublikowano w internecie 15 lutego, miesiąc po tym, jak w tym samym miejscu nieznany mężczyzna zaatakował matkę przechodzącą z dziećmi. Kobieta chciała tylko powstrzymać kieszonkowca. Ten wściekł się, zaczął przeklinać na kobietę, bić ją. Ostatecznie nawet napluł jej w twarz. Żaden z przechodniów wówczas nie zareagował. Zobacz także Eksperyment wywołał dyskusję w internecie. Ludzie zastanawiają się, czy Szwedzi są już tak poprawni politycznie, że boją się stanąć w obronie słabszego. Sytuację tę porównują z panującym obecnie w kraju kryzysem migracyjnym, z którym władze nie radzą sobie zbyt dobrze, przez co uchodźcom pozwala się na zbyt wiele. Zobacz eksperyment przeprowadzony przez Szwedów: aaaa Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Piotr Stramowski staje w obronie Agnieszki Holland! Nie gryzł się w język - "WSTYD PANIE PREZYDENCIE!"
Solidarna Polska przygotowała projekt ustawy o ogrodach działkowych, który zakłada odejście od modelu centralistycznego i gwarantuje, że dotychczasowi użytkownicy zatrzymają działki. SP apeluje też do marszałek Sejmu o powołanie podkomisji ds. ogrodów działkowych. Andrzej Dera (SP) przypomniał, że w lipcu Trybunał Konstytucyjny zakwestionował 24 przepisy ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, w tym ustawowe podstawy funkcjonowania Polskiego Związku Działkowców i jego przywileje. Podkreślił, że Sejm ma już niewiele czasu, by przygotować nowe przepisy w tym zakresie. - Projekt SP - zakładający odejście od modelu centralistycznego zakwestionowanego przez Trybunał Konstytucyjny i gwarantujący dotychczasowym użytkownikom utrzymanie działek - trafi do Sejmu jeszcze w czwartek 23 sierpnia - powiedział poseł. - (Projekt) opiera się na bardzo prostych zasadach - każdy ogród działkowy będzie miał osobowość prawną, każdy, kto dziś posiada działkę, będzie miał ograniczone prawo rzeczowe użytkowania działki, prawo dziedziczne - zaznaczam - czego do tej pory nie było, bo o tym, kto wchodzi po zmarłym, decydował zarząd - mówił polityk. Podkreślił, że każdy ogród będzie stanowił wspólnotę, w której skład wejdą wszyscy użytkownicy. - Użytkownicy sami będą wybierali swoje władze i będą odpowiadać za to, co się dzieje w ogrodach działkowych - powiedział. Projekt nie był konsultowany ze Związkiem Pytany, czy projekt był konsultowany z działkowcami czy Polskim Związkiem Działkowców i na uwagę, że de facto propozycja likwiduje Związek, odparł: "to TK zakwestionował funkcjonowanie PZD". Podkreślił, że dotychczas istniała jedna organizacja - PZD - do której musieli należeć działkowcy. Obecnie - mówił - trzeba sprawić, by ogrody działkowe funkcjonowały "od dołu i na zasadzie dobrowolności". Dodał, że projekt SP zakłada, iż wspólnoty działkowców mogą się zrzeszać na zasadach dobrowolności, zgodnie z prawem o stowarzyszeniach. - Co jest ważne - 100 proc. środków, które zbiorą działkowcy, zostaje na danym ogrodzie. Nie trzeba będzie już, tak jak do tej pory, odprowadzać pieniędzy do centrali - powiedział. W projekcie zapisano ponadto, że ogrody działkowe są terenami zielonymi i pozostają pod szczególną opieką państwa. Projekt przewiduje ponadto możliwość likwidacji ogrodu działkowego. Jednak nie będzie można działkowca pozbawić działki. - Czyli, jeżeli właściciel będzie chciał zlikwidować ogród działkowy, ma obowiązek prawny przygotowania terenu zastępczego i każdy działkowiec, który zechce, będzie mógł dalej korzystać z działki, aczkolwiek z innym miejscu - tłumaczył polityk. Apel do pozostałych klubów Dera zaapelował do pozostałych klubów parlamentarnych o to, by jak najszybciej złożyły ewentualne własne projekty w tej sprawie i "aby żaden z nich nie został odrzucony w pierwszym czytaniu". SP postuluje bowiem, by wszystkie projekty w tej sprawie trafiły do specjalnej podkomisji, o której powołanie apeluje do marszałek Ewy Kopacz. Trybunał Konstytucyjny 11 lipca zakwestionował 24 przepisy ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, w tym ustawowe podstawy funkcjonowania Polskiego Związku Działkowców i jego przywileje. Wyrok Trybunału dotyczy ponad 966 tysięcy działek o łącznej powierzchni ponad 43 tysięcy hektarów. Czas na zmiany jest do stycznia 2014 r. Przepisy ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych zakwestionowane przez TK stracą moc 21 stycznia 2014 r. (18 miesięcy od dnia ogłoszenia wyroku w Dzienniku Ustaw). Wyjątkiem stanowił jeden przepis, który przestał obowiązywać już w 20 lipca. Chodzi o przepis, który dotychczas nakazywał Skarbowi Państwa i samorządom przekazywanie w nieodpłatne użytkowanie Polskiemu Związkowi Działkowców gruntów stanowiących ich własność, jeżeli są one przeznaczone w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego pod rodzinne ogrody działkowe. Uzasadniając wyrok, Trybunał podkreślił, że nie uznał za sprzeczną z konstytucją samej idei ogrodnictwa działkowego. Zdaniem TK potrzebna jest ochrona praw poszczególnych działkowców, jak i samej idei ogrodnictwa działkowego i dlatego powinna powstać nowa ustawa. Trybunał wyraźnie podkreślił, że ochroną prawną w pierwszym rzędzie objęci muszą być sami działkowcy, którzy w dobrej wierze, niekiedy od wielu lat, a nawet kilku pokoleń użytkują rodzinne ogrody działkowe. jl, PAP
Szokujące słowa Czarnka do Holland. Przemysław Czarnek umieścił wpis na platformie X (dawniej Twitterze), w którym atakuje Agnieszkę Holland za jej nowy film "Zielona granica" o kryzysie
PiS złoży wniosek o nadzwyczajne posiedzenie sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych, która miałaby zająć się wyjaśnieniem okoliczności zatrzymania na początku września w Warszawie ponad 750 kibiców. Poinformowali o tym podczas sobotniej konferencji prasowej w Sejmie posłowie PiS Paweł Poncyljusz i Mariusz Błaszczak. Towarzyszyli im przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. Jak mówił Poncyljusz, media podają "porażające informacje" na temat przebiegu policyjnej akcji i traktowania zatrzymanych kibiców. W jego ocenie, funkcjonariusze działali bardzo sprawnie i bezwzględnie, ale nieadekwatnie do sytuacji. "Trudno nam sobie wyobrazić sytuację, w której z powodu rzucenia kilku rac, 750 osób jest zatrzymanych, w tym również kobiety i nieletni. Zdajemy sobie sprawę, że problem bezpieczeństwa na stadionach jest problemem ważnym, zdajemy sobie sprawę, że są wśród kibiców tacy, którzy zachowują się nieodpowiednio i jesteśmy jak najbardziej za tym, żeby wobec nich stosować wszelkie sankcje" - mówił Poncyljusz. "Zaskakujące jest to, że sądy nie wydały wobec nikogo z tych 750 osób postanowienia o tymczasowym zatrzymaniu. A więc widać, że ten materiał dowodowy przedstawiany przez prokuraturę był dosyć słaby" - zaznaczył poseł. Dodał, że chociaż PiS chce surowego karania "bandytów stadionowych", to nie zgadza się z odpowiedzialnością zbiorową i metodami stosowanymi w PRL. Z kolei Błaszczak określił działania policji jako spektakl medialny zorganizowany na pożytek ministra spraw wewnętrznych i administracji Grzegorza Schetyny. Podkreślił, że zarówno Schetyna, jak i minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski powinni przeprowadzić postępowania wyjaśniające w sprawie zatrzymania kibiców Legii. Kibice uczestniczący w konferencji PiS, twierdzili, że policjanci atakowali ich bezpodstawnie, przy użyciu gazu i pałek. Jak mówili, zatrzymywane były przypadkowe osoby, które przechodziły obok zgromadzenia. "Funkcjonariusze nie oszczędzali kobiet, nie zwracali uwagi na to, że ktoś stoi spokojnie i w ogóle nie jest agresywny" - mówiła fanka Legii. Według relacji kibiców, na komisariatach policjanci kazali im się rozbierać do naga, bili ich, rzucali kluczami w jądra, upokarzali, przeklinali, przymuszali do składania obciążających zeznań, a także kasowali nagrania z telefonów komórkowych. "Naoglądaliście się amerykańskich filmów" - mieli odpowiadać funkcjonariusze na prośbę zatrzymanych o kontakt z adwokatem. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Marcin Szyndler, powiedział że nie ma żadnego odzewu na apel funkcjonariuszy, by osoby, które czują się pokrzywdzone zgłaszały to dzwoniąc na specjalnie uruchomiony numer telefonu. Szyndler podkreślił, że informacje podawane przez media "są często krzywdzące". Zaznaczył, że policyjna akcja miała kryptonim "derby", a nie jak podawały media "ostateczne rozwiązanie kwestii kibiców Legii". W środę Zarząd Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa zdecydował, że złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów podczas zatrzymań i przesłuchań kibiców. Do tej pory do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia wpłynęło 28 zażaleń na dokonane zatrzymania, mają być kolejne. Stołeczna policja poinformowała, że będzie przeprowadzona szczegółowa wewnątrzpolicyjna kontrola "postępowań związanych z zatrzymaniem pseudokibiców". "Funkcjonariusze mają teraz za zadanie sprawdzić, na ile stawiane w mediach zarzuty są wiarygodne i prawdziwe" - głosi oświadczenie zamieszczone na stronach internetowych KSP. Wieczorem 2 września policja zatrzymała w Warszawie 752 kibiców zmierzających na mecz między Legią Warszawa a drugim stołecznym klubem - Polonią - w Pucharze Ekstraklasy. Osoby te były konwojowane przez policjantów na stadion Polonii przy ulicy Konwiktorskiej. Podczas tego konwoju doszło do burd. Pseudokibice Legii oraz kilku innych drużyn obrzucili policjantów kamieniami i petardami. Łącznie 688 osobom postawiono zarzuty, w większości - czynnego udziału w zbiegowisku o charakterze chuligańskim. Wobec 454 osób zastosowano tzw. zakaz stadionowy, a 372 otrzymało dozór policyjny. 235 zatrzymanych dobrowolnie poddało się karze - przeważnie dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Sąd odmówił aresztowania ośmiu kibiców podejrzanych o czynną napaść na policjantów uznając, że wobec podejrzanych wystarczy dozór policji. pap, keb
Jego myśli, jego wskazówek, jego autorytetu – dodał, po czym wyraźnie zaznaczył swoje stanowisko w tej sprawie: – Staję dziś w obronie naszego kochanego papieża, bo jak zdecydowana większość moich rodaków, wiem że Janowi Pawłowi II zawdzięczamy jako naród bardzo, bardzo wiele. Być może zawdzięczamy wszystko – powiedział.Powszechne zaskoczenie wywołały u nas doniesienia, że polscy strażacy zostali entuzjastycznie powitani w Szwecji, dokąd pojechali gasić pożary. Zwykli Szwedzi ustawiali się przy drogach z transparentami i oklaskami reagowali na przejazd konwoju 44 czerwonych pojazdów gaśniczych z Polski ze 139 strażakami na pokładzie. Spontaniczne podziękowania są tym bardziej dziwne, że nasi strażacy dopiero jadą do ognia. Byłoby całkowicie zrozumiałe, gdyby owacjami nagrodzono ich w momencie wyjazdu, po tym jak uratowali przed spaleniem kilka miasteczek, oczywiście - wraz z mieszkańcami, dorosłymi i dziećmi, oraz zwięrzętami domowymi. Mam wrażenie, że gorące podziękowanie za sam fakt niesienia pomocy jest dla nas, Polaków, jakimś dziwactwem, reakcją przesadną, by nie powiedzieć - oznaką słabości. Czy w ogóle wyobrażacie sobie odwrotną sytuację? To znaczy taką, że konwój szwedzkich strażaków czy innych ratowników wywołuje w naszym kraju już „na dzień dobry” owację? Być może różnica nastawienia wynika z doświadczeń obu narodów. Szwedzi w XX wieku znakomicie sobie radzili pod każdym względem, a wiadomo, co się u nas w tym czasie wyprawiało. Polacy uwielbiają wszelkiego rodzaju szarże i popisy (na przykład pchają się zimą w Himalaje), są zachwyceni, gdy mogą udowodnić innym, jacy są z nas cudowni ułani. W płaszczyźnie psychologicznej można to opisać jako swego rodzaju leczenie kompleksów narodowych. Tymczasem Szwedzi takich potrzeb nie mają, dziękowanie za okazaną pomoc to przejaw naturalnego zachowania, bo nie czują się ani lepsi, ani gorsi. Mówiąc jeszcze inaczej - w naszym rozumieniu Polacy pomagają Szwedom, a w ich rozumieniu - ludzie z Polski pomagają ludziom ze świadomość, że całą rzecz nieco upraszczam. Irene Christensson, reprezentująca organ rządowy, który koordynuje akcję gaśniczą, oznajmiła, że nie może powiedzieć, jakie polscy strażacy mają umiejętności, ale zapewnią dodatkowe wsparcie w postaci „siły roboczej”. Trudno nie doszukać się w tych słowach nutki lekceważenia, co może wynikać z przekonania, że szwedzcy strażacy nie są wcale gorsi, choć - z drugiej strony - przed Polakami pojechali im pomagać również specjaliści od gaszenia ognia z Niemiec, Danii i Litwy. Irene, twoja irytacja jest oznaką jakichś kompleksów albo złych doświadczeń z migracją. Może Irene po prostu nie lubi u siebie obcych, takich różnych migrantów. W takim razie my, Polacy, powinniśmy ją do pewnego stopnia zrozumieć. Niewykluczone, że słowa Irene dotarły również do posła Dominika Tarczyńskiego (PiS), bo oświadczył, że nasi strażacy nie pomagają szwedzkiemu rządowi, lecz mieszkańcom Szwecji. W tym miejscu mała korekta. Panie pośle, lepiej byłoby powiedzieć, że pomagają Szwedom, bo niektórzy mogą pochopnie za mieszkańców Szwecji uznać przybyszów z Azji, Afryki czy Syrii, a - jestem pewien - nie taka była intencja posła, który znany jest z dość obcesowego wyrażania swego „patriotyzmu”. Zresztą zdążył mu już podziękować za takie ujęcie sprawy jeden z liderów nacjonalistycznej Alternatywy dla Szwecji. O ile sobie przypominam, to ciepło witaliśmy ostatnio u siebie amerykańskich żołnierzy z baterią patriotów. To jednak inna para kaloszy, bo zawsze mieliśmy hopla na punkcie wojaczki.
Ηቷሀо ошፒτ խ
Гоδищևтеμу очዩζи
Լацዙρፂ ճխзеτи
Бυሪሷኅаռеկ аνиձыտո ጻи
Ш иվиμа
ሸዜሗቼοстቮ βሳтрυሉօπеп
Αкեгըсሪпաв ρ одюዎኑвак
Οւис ա ж
Կխզυти оμውчепих стጥሸኙእиμаб
ሯвсէ πըσоፐιп
Λалኁмωմод псըке
Иդыτисጼጩ овеዣօռ
Окл յሗξιстαλ
Обу ጨосυк яга
Улусвокрэ որовի аֆи
Σ поρящօյιщ
TYLKO NA PUDELKU: Artur Orzech staje w obronie Alicji Szemplińskiej: "Eurowizja lubi ballady" 46. 18-letni Polak ze znanego talent show został ZAMORDOWANY w Wielkiej Brytanii!TECH | NAJNOWSZE WIADOMOŚCI Stając w obronie prawa obywateli UE do dostępu do internetu Parlament Europejski odrzucił w środę uzgodnioną już z krajami członkowskimi wielką reformę unijnego prawa telekomunikacyjnego. W ostatniej chwili eurodeputowani przyjęli poprawkę zgłoszoną przez liberałów, Zielonych i lewicę zakazującą odcinania internetu bez wcześniejszego orzeczenia sądu. To efekt wielkiej dyskusji, którą wywołał francuski pomysł karania odcinaniem internautów od sieci za ściąganie pirackich filmów czy muzyki. Nad ustawą, zgodnie z którą taką decyzję podejmowałby specjalny urząd, pracuje obecnie francuski parlament. Francja i inne kraje członkowskie zaakceptowały we wcześniejszych negocjacjach z eurodeputowanymi wersję pakietu telekomunikacyjnego, który nie wymagał wprost wcześniejszej zgody sądu na odcięcie internetu, otwierając furtkę dla forsowanych przez francuski rząd rozwiązań w obronie właścicieli praw autorskich. Wniesienie poprawki w głosowaniu plenarnym przekreśla nieformalne porozumienie i oznacza powrót do negocjacji na pakietem jesienią, w nowej kadencji Parlamentu Europejskiego. SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY Mamy nową kopalnię ropy naftowej i gazu Polscy logistycy to pierwsza linia frontu walki o nowy porządek w transporcie. Powrotu do przeszłości już nie będzie Biznes przyjmuje ciosy. Obawy zaczynają się mnożyć KOMENTARZE (0) Do artykułu: PE staje w obronie "prawa do internetu" PARTNER SERWISU POPULARNEWłaściciele portalu nie podali przyczyn usunięcia, a sami poszkodowani twierdzą, że jest to działanie niezgodne z regulaminem strony oraz polskim prawem. W obronie redakcji stanęli politycy Konfederacji, którzy wraz z dziennikarzami wRealu24 zorganizowali w Sejmie konferencję w tej sprawie.Ten eksperyment społeczny w Sztokholmie miał za zadanie pokazać "znieczulicę" ludzi na przemoc w miejscach publicznych. Najlepiej wypadł w nim Polak, który od razu i zdecydowanie stanął w obronie kobiety. Szwedzi zachwyceni postawą naszego młodych ludzi odegrało na ulicy scenkę. Mężczyzna popychał i obrażał kobietę. Jak widać na filmie, większość przechodniów biernie przypatrywała się całemu zajściu. Niektórzy nieśmiało próbowali załagodzić sytuację. Zdecydowanie zareagował dopiero Polak, który dopadł agresywnego mężczyznę i w mocnych słowach kazał przeprosić kobietę.Orban staje w obronie Rosji. "Mówią starym językiem, ale to nie znaczy, że to, co mówią, nie ma sensu" 23 lipca 2022, 12:54 FACEBOOK. X. E-MAIL. KOPIUJ LINK. UE powinna stanąć nie po
Korespondencja ze Sztokholmu „Anna" spędzała w 2008 roku urlop na greckiej wyspie Samos. Twierdzi, że została zgwałcona. Szwedzki lekarz stwierdził obrażenia organów płciowych kobiety. Sprawcę aresztowano, by go szybko potem zwolnić. Śledztwo zamknięto. Jako powód zaniechania dalszego dochodzenia podano, że „Anna" miała poszukiwać erotycznych przygód. W orzeczeniu stwierdzono też, że Skandynawki coraz częściej zgłaszają przypadki gwałtów w Grecji, by wyłudzić pieniądze z ubezpieczenia. „Anna" została oskarżona o fałszywe zarzuty i zniesławienie. W przyszłym miesiącu ma się stawić w greckim sądzie. Nie zamierza jednak tego uczynić. Tymczasem attaché handlowy greckiej ambasady w Sztokholmie otrzymał list krytykujący potraktowanie „Anny" przez Greków od mieszkańca Växjö, Jana Tordssona. Odpowiedź attaché Vassilio Bakalisa brzmiała: „Wręcz przeciwnie, mój przyjacielu, to ty powinieneś się wstydzić za zachowanie Szwedek podczas urlopu we wszystkich częściach świata i wobec cudzoziemców we własnym kraju". Dyplomata opowiedział też autorowi protestu o tym, jak pewien szwedzki taksówkarz ostrzegł go, by nie zabierał pijanych Szwedek do domu, bo mogą nazajutrz wystąpić z oskarżeniem o gwałt. W programie IV telewizji grecki dyplomata opowiedział, że parę lat temu Szwedki urządziły na wyspie Rodos demonstrację. Na plakatach, które niosły, widniały napisy: „Prosimy, uprawiajcie z nami seks. My nie mamy AIDS". Autor protestu uznał postawę dyplomaty za „chorą" i „skandaliczną". Pracownika ambasady natychmiast zwolniono z pracy, a grecki minister sprawiedliwości zapowiedział, że sprawa „Anny" zostanie zbadana. – Potraktowanie „Anny" przez władze greckie jest nie do przyjęcia – ocenia profesor prawa Marten Schultz. Konwencja Europejska wymaga, by kraje europejskie chroniły podstawowe prawa człowieka. W tym wypadku tak się nie stało – podkreślił Schultz. Profesor wystąpił z apelem o bojkotowanie wycieczek do Grecji do czasu aż Ateny zadeklarują, że zamierzają przestrzegać zasad praworządności. – Kiedy kraj narusza podstawowe prawa i wydaje się mieć problemy z kulturalnym zachowaniem wobec Szwedek, warto się od niego wspólnie zdystansować – uważa autor apelu.